środa, 21 listopada 2012

Od ponad tygodnia każdy dzień rozpoczynam przeglądem prasy online, co w normalnych warunkach jest rzadkością. Nietrudno zgadnąć skąd ta zmiana. Izrael od 8 dni przeprowadza operację "Pillar of defense" w strefie Gazy i mamy coś w rodzaju wojny w sąsiedztwie. Pierwszy raz w życiu słyszałam alarmy przeciwrakietowe - nawet nie jestem pewna jak to się po polsku nazywa, tak dalece jest to obce polskim realiom. A tymczasem tutaj, nie tak daleko od Jerozolimy naprawdę spadły pociski (krążą plotki, że leciały one nie z Gazy a z Betlejem), w Tel Awiwie dzisiaj wybuchnął autobus i ludzie zostali ranni. Nie wspominam nawet o Gazie, gdzie jest jatka i giną ludzie. To dzieje się 80 km stąd.
Ale Jerozolima jest spokojna. Ostatni alarm słyszeliśmy wczoraj w porze obiadu. I nie przestaliśmy nawet pić herbatki - tak bezpiecznie jest na starym mieście. Nikt z Hamasu nie będzie strzelał przecież w Meczet Omara oddalony o rzut beretem. To zbyt newralgiczny punkt, żeby cokolwiek mogło się stać.
Ostatnie wydarzenia prowokują wielu moich znajomych do intensywnych dyskusji na tematy polityczne, każdy ma swoje zdanie na temat winnych tego, co oglądamy. Jedni oskarżają głównie Izrael za atak na strefę Gazy przede wszystkim z powodu obecnych tam cywilów, którzy bardzo cierpią, giną kobiety i dzieci. I nie da się temu zaprzeczyć w żaden sposób. Ja sama nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak to jest być tam teraz. Co więcej - jest mi bardzo łatwo o tym nie myśleć. To niemalże jak inna planeta.
Z drugiej strony są ci, którzy podzielają izraelski punkt widzenia. Hamas zaatakował, wystrzelił około 100 rakiet zanim Izrael odpowiedział. I to Hamas jest winny temu, że teraz Palestyńczycy w strefie Gazy są narażeni na śmierć i cierpią z powodu izraelskiej ofensywy.
Każda strona  ma swoje racje a ja nie jestem chyba na tyle kompetentna, żeby je tutaj dokładnie przedstawić. Odsyłam do prasy izraelskiej i do międzynarodowych serwisów informacyjnych jak CNN, które prezentują również palestyński punkt widzenia.
Niemniej jednak chcę zauważyć jedną rzecz, która przy okazji tego konfliktu bardzo rzuca się w oczy. Dzisiaj przy obiedzie rozmawiałam o tym ze znajomymi. Wojny rodzą się w sercu człowieka. Konkretne osoby nienawidzą konkretnych osób, pielęgnują w sobie chęć zemsty i to ich zaślepia, rozciągając tę nienawiść na całe narody. Małe arabiątka-muzułmaniątka ze starego miasta rosną w społeczności, w której najlepszym prezentem dla dziecka jest plastikowa giwera i potem biegają z nimi udając, że się zabijają.
Sądzę, ze dopóki nie wychowa się pokolenia zdolnego przebaczać, a nie strzelać - już od przedszkola, będzie bardzo trudno o pokój. Bo to mentalność musi się zmienić. Tutaj każdy ma rację i nikt nie chce zapomnieć o najdrobniejszej krzywdzie.
Stąd cała ta zadyma.



2 komentarze:

  1. Dziaczka, żyjesz? Napisała o wojnie, kilka miesięcy ciszy i ludzie się teraz denerwują :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem, żyję i to w Polsce już z powrotem. Miałam właśnie dziś swoje redditio :)więcej na priv :)

    OdpowiedzUsuń